wtorek, 24 lutego 2015

A gdy w domu chlebem pachnie

Chleb. Przeczytałam tony artykułów o tym jak takowy stworzyć w domu. Każdy przepis inny. Każdy lepszy. Wyjątkowy. Zakwas karmiony latami, jak i ten świeży. Chleb na zakwasie, na zaczynie, pszenny, żytni, razowy, z użyciem Thermomixa, czy też specjalnego automatu do wypiekania chleba.. głowa z przypływu informacji (często sprzecznych ze sobą) wręcz pęka.
I tak chyba bym nigdy tego chleba w końcu nie upiekła, gdybym takiego tajemniczego słoiczka kiedyś nie dostała.


Nie byłam szkolona przez piekarza. Może i robię błędy w sztuce przy tworzeniu swojego chleba. Wiem jedno - nikt u mnie w domu nie wyobraża sobie już żadnego innego.

W słoiku powyżej widzicie zaczyn, czy inaczej ciasto zakwaszone. Taki prezent dostałam pod koniec ubiegłego roku od Gosi razem z przepisem, za co jej bardzo dziękuję!!! Teraz to trudno mi zliczyć, która to już zawartość słoika (bo to jest wersja bez dokarmiania - zużywamy cały, odkładamy nowy na następny raz).

Jaki robię chleb?

Różny. Za każdym razem inny. Nie używam żadnych automatów i specjalnych sprzętów. Moją ręka + foremka + piekarnik spokojnie wystarczają. Próbuję. Kombinuję. Mieszam mąki. Szukam nowych połączeń i do tego też Was zachęcam. Nie ma się czego bać.
Uwierzcie! Piekę co najmniej jeden tygodniowo od +/- 4 miesięcy i mam się dobrze. A i Młoda go uwielbia.

Poniżej przepis na ostatnio upieczony przeze mnie chleb (na foremkę długości ok 40 cm).

Ziarna - mój chleb ma ich duuuużo

  • szklanka ziaren słonecznika,
  • szklanka płatków owsianych,
  • 3/4 szklanki siemienia lnianego, którą uzupełniam do pełna sezamem,
  • garść jagód goji,
  • garść amarantusa ekspandowanego,
  • garść suszonej żurawiny,
  • łyżka soli.
Tak wyglądał skład ostatnio. Nie zawsze jednak tak jest. Czasami nie mamy ochoty na słodkości w chlebie, więc automatycznie nie dodajemy żurawiny. Czasami jest tylko słonecznik, płatki owsiane i troszkę siemienia lnianego. Czasami dodane są pestki dyni. Różnie. Do smaku. Do możliwości. Do chęci. Do woli.

Mąka - przeróżna.

Zwykle żytnia. Zdarza się też razowa. Jest orkiszowa, jak i gryczana. Czystej pszennej też do końca nie skreślam, ale jest ona raczej dodatkiem.
Do ostatniego chleba została użyta:
  • 0.5kg mieszanki mąk* pełnoziarnistych: żytniej, orkiszowej, pszennej.
  • 1.5 szklanki mąki gryczanej,
  • szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej,
  • 0.5 szklanki mąki razowej.
* Co do mieszanek mąk: bądźcie ostrożni. Niektóre z nich nie są do końca mieszankami mąk.Zwykle jest to po prostu mąka pszenna plus dopełniacze, spulchniacze, ulepszacze smaku.

Łączymy składniki
  • Do wymieszanych wcześniej składników nazwanych roboczo wyżej ziarnami  dodajemy mąkę.
  • Mieszamy.
  • Stopniowo dolewamy 220ml wrzątku cały czas mieszając.
  • Stopniowo dolewamy ok 3 szklanej wody cały czas mieszając. Ilość wody zależna jest od ilości i rodzaju dodanej mąki.
  • Dodajemy trzy łyżki oleju.
  • Na końcu dodajemy zaczyn.
  • Wszystko dokładnie mieszamy.
Masa jest dość gęsta i ciężka. Zbliżona do konsystencji gipsu.


Przed włożeniem masy chlebowej do formy pamiętajmy o odłożeniu nieco do słoika, by posłużyła nam do kolejnego wypieku.
Taki zaczyn trzymamy w lodówce. Gotowy jest do wykorzystania do kolejnego pieczenia po ok. 3 dniach (jak już drożdżyki troszkę popracują). Ważność takiego zakwasu to z kolei ok 14 dni ( tak przynajmniej mówi przepis, którym się posługuję - u mnie nigdy tyle nie wytrzymał - maksymalnie po 7 dniach zmuszona  jestem przez domowników i gości do pieczenia kolejnego chleba :) ).

Resztę wkładamy do foremki (ja wcześnej wykładam ją papierem do pieczenia). Ciasto nakłuwam widelcem, żeby chleb nie popękał. Następnie przykrywam ściereczką, opatulam ręcznikiem i daję na noc w okolice grzejnika czy też cieplejszego miejsca, żeby podrósł.

Można też włożyć do piekarnika  na 40 stopni C na ok 4-5 godzin i w ten sposób zmobilizować do podrośnięcia.

Na samo pieczenie rozgrzewamy piekarnik do 200 st. C i pieczemy około 1:15-1:20 (z czasem dojdziecie do perfekcji w wyborze optymalnego czasu pieczenia Waszego chleba).

Po upieczeniu wyciągamy z foremki i gdy ostygnie smarujemy jeszcze pędzelkiem namoczonym w wodzie i... jemy :)


Tak - zdarza się, że popęka - szczególnie jak nie daję mu odpowiedniego czasu na podrośnięcie. Nie zraża nas to jednak przed spałaszowaniem go.
Tak  - czasami wyrośnie bardzo, czasami mniej. Jak wyżej. Nie pomaga mu to w ocaleniu przed zjedzeniem.


Główne zasady i dobre rady:
  1. Nie bać się!
  2. Próbować różnych wersji, rodzajów mąk, ..., ziaren!
  3. Nie zrażać się!
  4. Dobrze się bawić!

SMACZNEGO! :)

4 komentarze:

  1. usiadłam z wrażenia. Ja też taki chlebek chcę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zrobiony! Jeżeli przez Ciebie utyję od tego chleba... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabrzmiało... złowrogo! :) ale myślę, że jak już utyć to lepiej od tego chleba niż sklepowego ;)

      Usuń