piątek, 3 lipca 2015

Kwaśny smak koloru słońca

Krąży. Obserwuje. Co kilka minut przystaje. Mruży oczy. Idzie dalej. Wyszukuje. Zdecydowanie! Wyszukuje. Wzrok ma nieobecny. Niby jest tutaj. A jakby go nie było. Łowi. Kto będzie ofiarą? Kto TYM razem będzie ofiarą? Jest. Uderza. Przystaje, ale jest gotowy do ucieczki. Boi się. Ale uderza jeszcze raz. Tym razem jednak od razu ucieka. Może na wszelki wypadek? Sytuacja się powtarza po kilku minutach. Czy ofiara będzie ta sama? W oczach już nie ma pustki. Przebija się agresja i determinacja. Ofiara już wie, że to ona będzie celem. Przygotowuje się. Sama czujnie obserwuje. Co ON zrobi tym razem? 
JEGO wzrok coraz bardziej mroczny, coraz bardziej przerażający. I tak co dzień.

Reaguję raz. Drugi. Mocniej gdy atakowane jest moje dziecko. Sama staję się ofiarą. Teraz we mnie buzuje złość. 

Rozmawiam z jego mamą. I jeszcze w trakcie rozmowy wiem, że to nie był najlepszy pomysł i już na pewno wiem, że to nic nie da.  

Złość zamienia się w ogromny żal. Bardzo mi szkoda tego dzieciaka. Tak! Bo mowa (na oko) o sześciolatku. Dziecku, wydawałoby się, na wakacjach marzeń. 

Obserwuję nadal. Już nieco pod innym kątem. Znów jestem zła. Ale już nie na niego. 

Ciepłe kraje. Dookoła głównie obcokrajowcy. Przyjeżdża ONA z partnerem i dwójką swoich nieletnich dzieci. Dziewczynka dość łatwo odnajduje się w środowisku. Jest nieco starsza. Wydaje się znać podstawy różnych języków obcych. Czuje się swobodnie. Jest doświadczona w zajmowaniu się sobą. Potrafi znaleźć sobie zajęcie. 
On wprost przeciwnie. Jest zagubiony. Potrzebuje uwagi. Chce być zauważony. Nie jest to proste. Mama jest daleko. Z daleka od zgiełku basenowego. Zdarza się, że wstaje i przechodzi nieopodal. Wtedy ON błaga ją, żeby z nim trochę się pobawiła, pobyła. To są bardzo krótkie chwile. On więc rozładowuje swój zawód, swoją złość na rówieśnikach i ich zabawkach. Jeśli sytuacja tego wymaga, również na dorosłych. Przy okazji udaje się wzbudzić jakiekolwiek zainteresowanie siostry. Czasem mamy. Sposób w jego mniemaniu dobry, jak każdy innych. 

Tak mija dzień za dniem. Słoneczne, wakacyjne dni. Wydawałoby się, że tak szczęśliwe. 

Dlaczego o tym piszę? Mimo tego, że minęło już dobrych parę dni od powrotu z wakacji nie ma dnia, żebym nie myślała o tym dzieciaku. Nigdy wcześniej w niczyich oczach nie widziałam takiego żalu i tyle agresji. Czy gdyby miał pod ręką nóż użyłby go? Nie jestem w stanie powiedzieć z pełną stanowczością, że nie. 

Szczególnie w okresie wakacyjnym dużo mówi się o porzucanych zwierzętach. Głównie psach. 'Przeszkadzającym' swoim właścicielom w wypoczynku. 
Może część z Was będzie miała mi za złe takie porównanie. Ja jednak w oczach tego sześciolatka poniekąd widziałam właśnie takiego zagubionego, porzuconego zwierzaka. 
Nie chcę oceniać Rozumiem potrzebę wypoczynku. Każdy ma do tego pełne prawo. To nie ulega wątpliwości.Nie rozumiem jednak i nie akceptuję sytuacji, której byłam świadkiem przez parę dni.

Może czas więc na kolejną kampanię społeczną? O odpowiedzialności również za dzieci.

Fot. Kasia Duś