niedziela, 29 marca 2015

Wycieczkowo: Wrocławskie ZOO - dlaczego warto

Zjeżdżalnie, huśtawki, ..., karuzele, małpie gaje! Tak! Powracamy do systemu wiosenno-letniego. Wszystko dzięki pierwszym promieniom słońca, które postanowiły nas troszkę porozpieszczać. Chyba każdy z nas nieco z tego daru skorzystał, prawda?


Zapowiadał się równie słoneczny weekend. Postanowiliśmy nie marnować tego i wybraliśmy się do ZOO. Była to nasza druga wizyta w towarzystwie Młodej. Pierwsza miała miejsce półtora roku temu. I tylko po zdjęciach latorośli widać jak ten czas leci i jak dużo się zmieniło. Sami zobaczcie:

Sierpień 2013 vs. Marzec 2015

Wrocławskie ZOO odwiedziliśmy początkiem marca licząc po cichu, że nie będzie tłumów - w końcu jeszcze przed sezonem. Och! Jakież to było naiwne rozumowanie. Zapewne w sezonie ludzi jest zdecydowanie więcej. Niemniej tego dnia to miejsce również cieszyło się popularnością. Nie był to jednak tłum przytłaczający, męczący. Można było swobodnie, swoim tempem i wybraną przez siebie trasą przechadzać się po ogrodzie.

W ZOO spędziliśmy 4 godziny i jak sami się domyślacie nie przeszliśmy nawet jego połowy. Resztę zostawiliśmy na kolejny raz.

Nie chcę tutaj wchodzić w polityczne dyskusje i komentarze, historii tego ogrodu, czy sensów ogrodów w ogóle. Kiedy przywołam jednak wspomnienia z moich wycieczek do ZOO z dalekiej już bądź co bądź przeszłości, czy nawet tę z ubiegłego roku, to podoba mi się to co teraz widzę. Podobają mi się zmiany.

Byłam go bardzo ciekawa. To głównie o nim słyszało się od co najmniej kilku miesięcy, gdy tylko padał temat wrocławskiego ZOO.
    • Najnowsza duża inwestycja.
    • 19 akwariów, baseny prezentujące ekosystemy związane z Afryką.
    • Unikatowy projekt.
Tak je reklamowano.

I wiecie co? Spędziliśmy tam póltorej godziny. I szczerze mówiąc, gdyby nie fakt, że rozsądek mówił, żeby jeszcze coś mimo wszystko zobaczyć tego dnia, to zostalibyśmy tam dłużej. Co można robić tyle czasu w takim miejscu zapytacie. Oj duuużo. Duuużo i ciekawie.


Zwierzęta, które najbardziej przykuły uwagę naszej Młodej (w kolejności od najważniejszego):
    • pingiwny,
Tak je podziwiała :)
    • kotiki afrykańskie,
    • żółwie morskie,
    • hipopotamy nilowe,
    • ryby (włączając w to rekiny i płaszczki).
Z tymi pierwszymi nawet wirtualnie pływała czy też latała, jak to ona twierdzi. O tak:

  • KARMIENIE
Nam się po prostu udało. Byliśmy w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. A tak naprawdę na ten łut szczęścia nie trzeba liczyć. Na stronie ZOO można znaleźć szczegółową informację dotyczącą pokazowych karmień.
Tam też parę słów o możliwości karmienia zwierząt na dziedzińcu i pawianów masajskich. Drodzy rodzice! Naprawdę można sobie darować pokazywanie dzieciakom złych zwyczajów dokarmiania zwierząt w ZOO tym, co ma się w torebce!

  • SŁONIE
Cieszę się, że dziecię me zupełnie inaczej będzie kojarzyć z dzieciństwa te zwierzęta. Słonie, które mi pozostały w pamięci, widocznie dotknięte były piętnem przeszłości, często cyrkowej. Ten fakt plus smutny wybieg, nie napawały radością.
Zupełnie inaczej będę wspominać ostatnią wyprawę. Sami zobaczcie.

  • INFRASTRUKTURA dodatkowa
Gdy już w samym ZOO zorientujecie się, że nie macie picia dla dziecka - bez obaw. Znajdziecie miejsce, gdzie można je kupić i macie dużą szansę, że nie będziecie musieli przejść w tym celu całego ZOO. Podobnie z możliwością podgrzania dziecku jedzenia. Sami też z głodu nie powinniście umrzeć :)
Toalety, przewijaki dla dzieci, wypożyczalnia wózków, czy mini park linowy tworzą miejsce, w którym naprawdę bez obaw można rodzinnie spędzić cały dzień i nie trzeba być przygotowanym jak na wyprawę do dżungli.

Gdy by ktoś miał ochotę wybrać się do ZOO i szukał towarzystwa - polecamy się! :)

czwartek, 5 marca 2015

Jesienna królowa

  • niskokaloryczna,
  • lekkostrawna,
  • zalecana już niemowlętom,
  • pomaga odzyskać siły po chorobie,
  • wspomaga walkę z cholesterolem, nadciśnieniem tętniczym, niewydolnością nerek, zaburzeniami przemiany materii, ...,
  • niezwykle rzadko powoduje alergie,
  • bogata w witaminy: C, A, B1, B2, PP,
  • zawiera sporo składników mineralnych, jak: potas, fosfor, wapń, żelazo, magnez,
  • posiada mnóstwo karotenu,
  • znana od starożytności,
  • w Polsce w ostatnich latach wróciła do łask.
DYNIA

Pomarańczowa królowa jesieni. To moja dzisiejsza bohaterka. A dokładniej jej miąższ.
Przyznać muszę, że nie doceniałam jej. Z dzieciństwa kojarzę dynię, ale głównie ze względu na pestki, którymi często się zajadaliśmy. Z samego pomarańczowego cudeńka dań już nie. A sami przyznajcie! Lista jej wartości odżywczych jest imponująca, a cena w sezonie przyzwoita, że grzech nie skorzystać. I mowa tylko (lub aż) o miąższu. Podobnej długości lista powinna zostać wypisana w kontekście pestek.

Z dynią "przeprosiliśmy się" może trzy lata temu. Podejrzewam, że nie wcześniej. Wtedy też powstał pierwszy krem z dyni. Od tamtej pory wielokrotnie witała na naszym stole - w różnych odsłonach. Niemniej - zawsze pysznych. Mobilizowała nas też do tego nasza Młoda, która ze smakiem jadła dyniowe zupki jako jedne z pierwszych swoich stałych posiłków.

Dlaczego piszę o dyni w marcu? :) Została mi bowiem taka jedna, biedna, osamotniona, z rozżewnieniem zerkająca przez okno w poszukiwaniu jesieni panna Hokkaido. To był już naprawdę czas na to, by dać jej drugie życie.


Jak już pisałam wcześniej (tutaj) zdarza mi się zaglądnąć do pomysłów z serii Pyszne25 Ani Starmach. Bardzo pasują mi ze względu na krótki czas potrzebny do wykonania tych potraw, jak i zwykle mało wyszukanych produktów, dostępnych praktycznie wszędzie. Tym razem było podobnie.

Składniki: mąka, cukier, puree z dyni, 2 jajka, nieco roztopionego masła, troszkę maślanki, rodzynki, orzechy włoskie, proszek do pieczenia, cukier waniliowy, cynamon. Z tego powstają przepyszne Minimuffinki z dynią:)

A jeśli do tego polejemy je polewą z białej czekolady.... NIEBO w gębie!

Szczegóły przepisu znajdziecie też tutaj. Okazuje się bowiem, że dynia była bohaterką jednego z programów z serii Ani.

Na szczególną uwagę zasługuje wg mnie polewa. Ona naprawdę dopełnia dzieła. Przyznam, że odkąd o niej przeczytałam dość często ją wykorzystują również przy innych wypiekach. Jest szybka i tania w realizacji, co nie ma się co oszukiwać, ma znaczenie. Ale przede wszystkim jest niestandardowa, inna, PYSZNA. To właśnie przez nią (lub dla niej) zawsze mam w zapasie dwie białe czekolady i cytrynę. Bo nigdy nie wiem kiedy może się przydać :)

Z chęcią bym się podzieliła z Wami zdjęciami gotowych babeczek, ale gdy zorientowałam się, że warto by takie zobić muffinek już właściwie nie było. Zostały ostatnie niedobitki. Za jakość zdjęcia przepraszam, ale przynajmniej jest dowód na to, że tako zostały popełnione :)



Jeśli też macie jakieś sprawdzone, godne polecenia przepisy na dania z dyni dajcie znać - z chęcią je wypróbuję! Szkoda nie skorzystać z tych bogactw natury, którymi ta pomarańczowa kula chce się z nami podzielić.