Długi weekend majowy okazał się być bardzo sentymentalnym dla mnie czasem. Długo walczyliśmy z myślami, jak go spędzić. Ostatecznie porozdzielaliśmy pomysły na poszczególne dni. Tak też w piątek pojechaliśmy w moje rodzinne strony, by w niedzielę wrócić do Wrocławia na koncerty.
Weekend w domu tradycyjny – nieco za mało ruchu, troszkę za dużo jedzenia ;) Między jednym a drugim udało się jednak wpleść przemiły spacer połączony ze.... zbieraniem winniczków. W większym rodzinnym gronie liczącym między innymi: 2.5 latkę i trzylatka, kobietę w ciąży, odstresowującego się przed poniedziałkiem maturzystę, czy też faceta, który większość swojego życia spędził w mieście i sam nie wierzył co tam robi :) Drużyna marzeń! Nieprawdaż?
Dla niewtajemniczonych. Maj jest miesiącem, podczas którego zwykle znoszona jest ochrona ze ślimaka winniczka i ruszają sezonowe punkty skupu. Wszystko zależne jest oczywiście od aktualnej ich liczebności, która może być różna w różych częściach kraju, dlatego też takie decyzje wydają Regionale Dyrekcje Ochrony Środowiska. Istotne jest również to, że prawo zabrania zbierania ślimaków na terenie parków krajobrazowych, parków narodowych i rezerwatów. Wolno zbierać wyłączie osobniki z muszlą o średnicy powyżej trzech centymetrów.
Dla mnie to sentymentalny powrót do czasów zamierzchłych. Zrobiła się z tego mała podróż sentymentalna. Odwiedziliśmy ten sam staw i te same rowy, jak za dzieciaka z moimi rodzicami i rodzeństwem. Teraz też zabrałam swoją rodzinkę, założyliśmy kalosze, wzięliśmy wiaderka i poszliśmy na majowy podeszczowy spacer.
Tyle pierwsza część weekendu. Na niedzielę zaplanowany był powrót do Wrocławia. Długi weekend majowy w stolicy Dolnego Śląska to czas, na który miłośnicy muzyki w plenerze czekają z utęsknieniem. To już tradycyjne otwarcie sezonu. Podczas 3-Majówki występują zarówno najpopularniejsze w danym czasie artyści, jak i też zupełnie nowe głosy. Nie zapomina się również o weteranach polskiej sceny rockowej. Mam ogromny sentyment do tej imprezy, ale też jestem miłośnikiem tego typu koncertów. Nauczył mnie tego Wrocław. Nie ukrywam - nauczyły mnie tego Juwenalia :)
I tak też w kolejną w ciągu kilku dni sentymentalną podróż wybraliśmy się na Pergolę...pierwszy raz w trójkę :)
Dlaczego sentymentalnie?
- Imprezy plenerowe we Wrocławiu to początek mojej znajomości z mym małżonkiem. Romantycznie - pomyślicie. I tak i nie :) Gdy ma się faceta pracującego przy koncertach może się okazać, że przyjście na koncert to jedyna możliwość na spotkanie. Z tym kojarzy mi się też 3-majówka - jeszcze wtedy na Wyspie Słodowej,
- Dzisiaj grał Happysad. Postarzeli sie chłopcy nieco, ale przyznać im trzeba, że średnia wieku pod sceną podobna jest do tej sprzed lat :) Mi kojarzą się przede wszystkim z czasami studenckimi i naszym, wówczas głównie babskim, mieszkaniem na Popowicach. Były tam takie dni, a niekiedy nawet tygodnie, gdzie prym wiodła piosenka dostępna poniżej. Ola, pamiętasz? :)
- A gdy bawisz się przy Kulcie ze swoim dzieckiem (2.5 letnim!) wiedz, że życie już nigdy nie będzie takie samo :) A gdy Twoje dziecko wtóruje Kazikowi podczas Passengera z la la la la lalala to wiedz, że tego nie da się już odkręcić.
- Dzisiaj opuścić musieliśmy koncert Hey - wiążacy się dla mnie z tysiącami różnych wspomnień. Nie było jednak szans wszystkiego pogodzić. Ich i pozostałych Młoda pozna w innym terminie.
- Last but not least – LUDZIE! Super było się z Wami spotkać! Nieplanowanie. Zwykle po latach. Oby następny raz był szybciej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz